grudnia 19, 2016

FUERTEVENTURA – pierwsze wrażenia

Spacerowaliście kiedyś w snach po odległych planetach? Podziwialiście bezkresne pustkowia? Odkrywaliście co kryje się za kolejnymi wzniesieniami? Szukaliście śladów zieleni w wypalonej słońcem ziemi? Ja, jak byłam dzieckiem, kochałam książkę „Mały Książę” Antoine de Saint-Exupéry i wyobrażałam sobie często jakby to było znaleźć się jak Mały Książę na obcej planecie. Jakie byłyby tam krajobrazy... jakie rosłyby tam rośliny... kto by te planety zamieszkiwał... I moja wyobraźnia malowała taki oto obraz: terenów pokrytych piaskiem i niczym więcej, lekko górzystych, bez roślin i bez stałych mieszkańców. Po tych pustkowiach czasem jako oznaka życia przebiegałaby sprytna jaszczurka albo małe zagubione zwierzątko. Dookoła panowałaby cisza, zakłócana jedynie przez mocne podmuchy wiatru. Mocno paliłoby słońce – nigdy nie padałby deszcz.

Kiedy pierwszy raz zobaczyłam z okna samolotu jedną z hiszpańskich Wysp Kanaryjskich - Fuerteventurę - pomyślałam o tej planecie stworzonej przez moją wyobraźnię w dzieciństwie. Z góry Fuerteventura wyglądała jak wierna kopia tego co stworzyło się w mojej głowie... i chociaż potem okazało się, że na pustkowiach powstały luksusowe hotele, z otchłani oceanu wyłaniają się co chwila deski surfingowe i żagle, a na wyspę rocznie przebywa ponad 2 mln turystów, co daje więcej osób niż mieszkańców mają Malta, Czarnogóra i Cypr razem wzięte, to klimat wyspy nadal przypomina jakieś miejsce nie z tego świata.


Gdyby tak wyciąć otaczający wyspę Ocean Atlantycki, wyglądałaby jak kadr ze zdjęć satelitarnych księżyca.


Po wyjściu z lotniska bez względu na porę roku uderza nas ciepło i susza w powietrzu, a także witają nas palmy, które dla każdego turysty są świadectwem wyrwania się z domu i potwierdzeniem, że faktycznie jest się na wakacjach. Pierwszy przejazd przez Fuerteventurę robi ogromne wrażenie. Ci którzy wybrali hotel w Puerto del Carmen położonym 15 min drogi od lotniska niech żałują! Zyskają za to Ci, którzy jadą dalej na południe w kierunku Półwyspu Jandia. Ja przez około godzinną podróż nie wiedziałam na czym się skupić... na obserwacji, czy na robieniu zdjęć tych wyjątkowych krajobrazów! W końcu po tym jak aparat prawie zaciął się z przepracowania postanowiłam sesje zostawić na później, a rozkoszować się widokami.


Krajobrazy Fuerteventury mnie urzekły. Jest w nich jakaś magia i mistycyzm, o których pisałam też w przypadku Lanzarote. Przynajmniej dla mnie, bo wiem z różnych opinii, że Fuerteventurę już od pierwszego wejrzenia się kocha, albo się jej nienawidzi. Rozglądając się wśród współwycieczkowiczów widziałam generalizując dwie reakcje: zachwyt i zniechęcenie wzmocnione słowami „Gdzieś Ty mnie Grażyna wywiozła? Będziemy piach oglądać przez te następne 2 tygodnie?”.


Pędzę ze sprostowaniem! Jeśli już to nie tylko piach, ale pyły i żwiry wulkaniczne, bo wyspa podobnie jak Lanzarote jest pochodzenia wulkanicznego. Nie góry, tylko właśnie wygasłe wulkany... i nie nic poza tym, bo na wyspie jest dużo ciekawych atrakcji. Trzeba tylko chcieć je odkryć. O tym co na Fuerteventurze trzeba zobaczyć będę jeszcze pisać w poście a' la "must see na wyspie" (jak o Lanzarote tutaj i tutaj). Są to bowiem piękne plaże m.in. w Corralejo czy na Półwyspie Jandia, są urokliwe miasteczka, atrakcje dla dzieci (Oasis Park). Niewątpliwą przygodą może być też rejs na jedną z pobliskich wysp: Lanzarote lub Lobos.

Jednak dla mnie Fuerteventura to przede wszystkim wyspa dla miłośników sportów wodnych! Mało jest na świecie równie dobrych miejsc do uprawiania windsurfigu, kitesurgingu i wszystkich innych sportów do których potrzebny jest wiatr. Dzikie plaże na północy wyspy są uważane za jedno z 4 najlepszych na świecie miejsc do uprawiania wyżej wymienionych dyscyplin, a szkołę René Egli, położoną przy plaży Sotavento na południu wyspy, znają wszyscy Ci, którzy choć minimalnie orientują się w temacie. Przy okazji taka rada ode mnie: samego południa wyspy i hotelu Melia Gorriones przy plaży Sotavento nie polecam plażowiczom. Wydawać by się mogło, że ciągnąca się na 9 kilometrów szeroka, piaszczysta plaża będzie idealna do wylegiwania i pracowania nad opalenizną, ale nic bardziej mylnego! Jeszcze nigdy wcześniej nie czułam się tak jakby zaraz miało wszystkie moje rzeczy (razem ze mną) poderwać do góry i zabrać w ocean. Powiecie „to dobrze, że wieje, bo nie jest tak gorąco”, a ja na to „jeśli lubicie piasek, który po minucie macie już dosłownie wszędzie: w oczach, uszach, ustach, przylepiony do całego ciała, to proszę bardzo”. Wypróbowałam na sobie i nie polecam! Jeśli nocujecie w hotelu Melia Gorriones to musicie przejść się kawałek plażą (około 5 min) to jej bardziej osłoniętych przez klify fragmentów. Dopiero tam możecie się spokojnie rozłożyć i grzać na słońcu.


Do opalania polecam plaże wyżej na północ np. zatokową plażę w Caleta de Fuste, bo mimo że nie jest ona taka piękna jak plaże południa to przynajmniej jest trochę odsłonięta od wiatru. A propos plaż jeszcze jedna ważna sprawa. Fuerteventura kojarzy się tylko z długimi, piaszczystymi plażami, ale wcale tak nie jest. Na przykład plaża w okolicach miejscowości Tarajalejo jest ciemna, kamienisto-żwirowa, wulkaniczna. Obok niej zlokalizowane są bardzo dobre hotele, ale uprzedzam, że plaża jest dosłownie czarna!

Co jeszcze warto powiedzieć o Fuerteventurze? To wyspa mocnego wiatru jak wskazuje zarówno nazwa („fuerte” mocny / „ventura” wiatr) jak i wyżej opisane moje spostrzeżenia. Ale i... jak sugeruje druga geneza nazwy – wyspa silnych przygód ("fuerte" - silny / "aventura" – przygoda).

Kto powinien tu przyjechać? Fuerteventura to wyspa pięknych krajobrazów (na pewno dla miłośników fotografii, bo zdjęcia wychodzą tutaj bajecznie!), wyspa dla lubiących zwiedzać „na własną rękę”, bo świetnie jeździ się po niej samochodem (drogi są bardzo dobre, puste i świetnie oznaczone). To świetne miejsce na wypoczynek oczywiście dla miłośników sportów wodnych i sportów w ogóle (są tutaj np. liczne ścieżki rowerowe). Fuerteventurę polecam przede wszystkim tym, których zmęczyły krajobrazy z basenu Morza Śródziemnego. Tym, którzy szukają czegoś niespotykanego.

To na Fuerteventurze można karmić z ręki żyrafy i lemury, przejechać się na wielbłądzie, zjeść (w moim przypadku bez wiedzy) mięso kozie, można surfować, pić litrami pyszne hiszpańskie wino, popłynąć promem po Oceanie Atlantyckim, wieczorami bawić się w modnych klubach, a za dnia wylegiwać przy basenach w luksusowych ośrodkach All Inclusive. Jeśli chcecie można nawet zacząć dzień od śniadania składającego się z omleta popitego lampką szampana. :) Wszystkie te wrażenia polecam – tworzą wyjątkowe wspomnienia. :) Na Fuerteventurze czeka Was wspaniała przygoda! Przygoda, o której więcej opowiem Wam w kolejnych wpisach.

10 komentarzy:

  1. Wyspy Kanaryjskie przez długi czas w ogóle mnie nie interesowały i wydawały mi się o wiele mniej ciekawsze niż sama Hiszpania. od jakiegoś czasu jednak coraz częsciej spoglądam w tamtym kierunku mapy a po takich postach jak Twoje tylko utwierdzam się w przekonaniu, że warto dać temu miejscu szansę. widoki są iście księżycowe! kojarzą mi się trochę z Islandią, chociaż ona jest nieco bardziej zielona, ale ma ten sam kształt co tutaj.
    czekam na kolejne posty z wyspy! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyspy Kanaryjskie i Hiszpania to dwa zupełnie inne światy! Moim zdaniem warto lecieć na wyspy dla krajobrazów, bo atrakcji miejskich nie ma tu tak pięknych jak w Hiszpanii na kontynencie. Architektura jest bardzo skromna, miasta malutkie... ale klimat tutaj panujący jest naprawdę wyjątkowy. :) No i krajobrazy... mnie urzekły!

    Na blogu pojawi się jeszcze kilka wpisów o Fuerteventurze, może jeszcze bardziej Cię przekonam. :) Pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow, faktycznie iście księżycowy krajobraz! Chociaż podobnie jest w okolicach Polkowic, na Żelaznym Moście :)

    OdpowiedzUsuń
  4. MathsFlights .25 grudnia 2016 14:42

    Wyspy Kanaryjskie zawsze były moim marzeniem w dzieciństwie, zawsze kojarzyło się to z takim mega "wow!", a teraz jakoś nie mogę na nie dotrzeć. Póki co w Hiszpanii byłem tylko na kontynencie, w stolicy, ale w końcu będzie trzeba wybrać się na jakąś wyspę.... :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak to się mówi: cudze chwalicie, swego nie znacie. :)
    Może czas zacząć wrócić do odkrywania Polski?:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Polecam naprawdę! Mnie Wyspy Kanaryjskie urzekły. Planuję już na Nowy Rok kolejną podróż... na Teneryfę lub Gran Canarię. Chociaż najbardziej mi zawsze zależało na Lanzarote i Fuerteventurze i fajnie, że to marzenie już się spełniło. :)

    W marcu powinny się pojawiać oferty Last Minute na Kanary... może Ty też upolujesz jakiś fajny wyjazd i marzenie się spełni? :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Faktycznie, miejsca jakby nie z tego świata, a jednocześnie jak bardzo przynależne do niego. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Mariola Jędruch21 lutego 2017 22:28

    Ciekawa wyspa. Nie byłam na niej, może za rok się uda. Lubię takie przestrzenie prawie bezludne. Oasis Park także ciekawy. Trochę martwią mnie te wiatry. W tym roku w styczniu na Gran Canarii chwilami tak wiało, że trudno było zwiedzać czy usiąść na powietrzu.

    OdpowiedzUsuń
  9. Elżbieta Mycek20 lipca 2017 18:46

    Dzisiaj odnalazłam tego bloga i czegoś tu nie rozumiem, Jak można Fuerte porównywać do największego w Europie zbiornika odpadów należących do KGHM Polska Miedż.

    OdpowiedzUsuń
  10. Chyba można porównywać co się chce, do czego się chce, jeśli w grę wchodzi subiektywny komentarz czytelnika bloga i jego wrażenia - czyli - w tym przypadku: moje ;)

    OdpowiedzUsuń

Cieszę się, że moje przemyślenia Cię zainspirowały! :) Wpadaj częściej! Do usłyszenia!